Kasia w wypadku straciła męża, teraz walczy o zdrowie

Kasia w wypadku straciła męża, teraz walczy o zdrowie

Od dnia wypadku minęły 3 lata. A ja dalej mam koszmary, nie radzę sobie z rzeczywistością, nie mogę się pogodzić z tym, co się stało.

Zacznijmy od początku.

Mieliśmy straszny wypadek

Mnie i mojego męża łączyła pasja – miłość do motocykli. Dlatego na początku sierpnia 2017, jadąc do znajomych poruszaliśmy się oczywiście jednośladem. Jednak nie dotarliśmy na miejsce. Na przeciwległym pasie ruchu samochód dostawczy zaczął zawracać, w wynik czego wjechał na nasz pas ruchu, nie ustępując nam pierwszeństwa. Nie mieliśmy szans, żeby go wyminąć, ani miejsca na hamowanie. Nie pamiętam tego, ale doszło do zderzenia.

Nie mogłam uwierzyć, że mój mąż nie żyje

Dopiero w szpitalu powiedziano mi, że Mariusz nie żyje. Nie docierała do mnie ta informacja. W ogóle przez kilka dni w szpitalu nie za bardzo byłam świadoma tego, co się dookoła mnie dzieje. Mama i brat opowiedzieli mi później, że prosiłam ich o zawiadomienie Mariusza, że jestem w szpitalu. Dzwoniłam do niego, ale nie odbierał…

Zaraz po wypadku na drodze

Potem, pomimo ciężkich obrażeń, złamań i bólu całego ciała, myślałam tylko o tym, że mój mąż nie żyje. Znaliśmy się od 2009 roku, ale małżeństwem byliśmy zaledwie 10 miesięcy. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak w dniu naszego ślubu. Znalazłam w końcu swoją drugą połówkę, tyle nas łączyło, rozumieliśmy się bez słów, mieliśmy tyle planów.

Nie wypuszczono mnie na pogrzeb

Nie wypuszczono mnie ze szpitala na pogrzeb (gdybym wyszła, to powiedziano mi, że nie ma powrotu – miejsca nie będzie). Brat za pomocą telefonu komórkowego „transmitował” mi do szpitala pogrzeb Mariusza.

Kasia razem z mężem Mariuszem

Nie sądziłam, że mój stan jest tak poważny

Dopiero po kilku dniach dotarło do mnie jak poważny jest mój stan po wypadku. Doznałam bardzo poważnych obrażeń całego ciała: krwiak mózgu, złamania twarzoczaszki, rana cięta nosa razem z jego skrzywieniem, pęknięcie dwóch kręgów szyjnych, uraz płuca, kolan, złamanie stopy i łuku żebrowego. Jednak najbardziej uciążliwy uraz, z którym borykam się do dzisiaj to uraz lewego splotu barkowego z zerwaniem korzeni nerwów rdzeniowych wraz z uszkodzeniem pnia współczulnego po lewej stronie. W efekcie moja lewa ręka aż do barku była jak martwa – bezwładna i bez czucia.

Po wyjściu ze szpitala nie było lepiej

Po wyjściu ze szpitala przez pół roku chodziłam w bardzo uciążliwym kołnierzu ortopedycznym. Zaś co do lewej ręki, to lekarze nie za bardzo wiedzieli, co z nią dalej zrobić. Umawiałam się na operację lewego barku w Polsce, ale okazało się, że trzeba czekać 6 miesięcy, co i tak podobno jest bardzo szybkim terminem. Ale ja nie chciałam czekać, za kolejne pół roku nie byłoby czego ratować – ręka umierała z każdym dniem, słabła, zanikały mięśnie – nie było na co czekać!

Czekała mnie operacja – przeszczep nerwów

Mimo kiepskiej kondycji psychicznej, która utrzymuje się do dzisiaj, wzięłam sprawy we własne ręce. Znalazłam lekarza aż w Niemczech, który specjalizuje się w operacjach splotu barkowego. Operacja w Niemczech polegająca na przeszczepie nerwów to spora inwestycja, na którą nie było mnie stać, no bo jak?

Bardzo dziękuję Darczyńcom!

Pieniądze na operację i pobyt udało się zebrać na zbiórkach. Bardzo dziękuję wszystkim tym, którzy zechcieli wpłacić dla mnie pieniądze. To niezwykłe, że jest tyle dobrych ludzi, którzy chcą pomagać i pomogli także mnie. Dzięki temu przeszłam operację, która pomogła mi zachować czucie w ręce i daje nadzieję na to, że już nie będę kaleką.

Kolejne operacje i rehabilitacja przede mną

Niestety czeka mnie jeszcze przynajmniej kilka lat rehabilitacji. Na razie mam znacznie mniejszą władzę w lewej ręce, przykurcze, ręka nie chce się wyprostować. Robi się sztywna. Żeby ręka wróciła do pełnej sprawności, muszę przejść jeszcze 2 operacje – na szczęście mniej kosztowne, niż ta pierwsza. Jednak ze względu na epidemię, na razie wszystkie zabiegi zostały przeniesione na jesień.

Proszę o wsparcie na rehabilitację

Jednak ręka musi pracować, bo inaczej zaprzepaszczę efekty operacji. Dlatego muszę regularnie przechodzić rehabilitację. Koszty prywatnego rehabilitanta fizjoterapeuty wynoszą 150 zł za 45 minut zabiegu, co daje kwotę ok. 1500 – 2000 zł miesięcznie. Utrzymuję się z renty i zasiłku rodzinnego. Przed wypadkiem pracowałam jako fryzjerka, zresztą zawsze pracowałam używają dwóch rąk. Po wyjściu ze szpitala nie nadawałem się do niczego.

Dlatego proszę o wsparcie i pomoc w zebraniu funduszy na rehabilitację, która utrzyma moją rękę w kondycji do kolejnej operacji, a po niej pozwoli zwiększać jej sprawność i ruchomość. Będę wdzięczna za każdą złotówkę.

Katarzyna Stypińska

Jak możesz pomóc?

Poprzez wpłatę na konto Fundacji Auxilia

Darowiznę na rzecz Kasi prosimy przekazywać przelewem tradycyjnym na konto Fundacji Auxilia:

Santander Bank Polska S.A.
33 1090 2590 0000 0001 3604 2000

w tytule przelewu wpisując: Dla Kasi.

Kasia w wypadku straciła męża, teraz walczy o zdrowie
Ocena: 5/5
(głosy: 1)